fbpx



Z NADZIEJĄ PRZEZ ŻYCIE
wieczór piosenek żydowskich


Alona Szostak, aktorka od lat związana z Teatrem Rozrywki zaprasza na niezwykły recital. Śpiewane w czterech językach – jidish, hebrajskim, rosyjskim i polskim – pieśni opowiadają o miłości i samotności, spełnieniu i tęsknocie, nadziei i rozpaczy. Czyli o życiu.
W recitalu, który miał premierę na Festiwalu Twórczości Żydowskiej WARSZAWA SINGERA, Alonie Szostak towarzyszy pianistka Lena Minkacz.
Serdecznie zapraszamy!

Zachęcając dotąd niezdecydowanych Widzów, przytaczamy recenzję "Chochlika kulturalnego":

Zazwyczaj skóra cierpnie mi na myśl o recitalach przygotowywanych przez śpiewających aktorów. Covery znanych przebojów wypadają bowiem na ogół blado. A jednak dzięki szeptanemu marketingowi wiedziałem już od roku (kiedy nie poszedłem na koncert Alony Szostak podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera), że jeśli artystka znów do Warszawy zawita, będę pierwszym, który zasiądzie na widowni, bo warto. I tak się stało. Okazało się, że Alona Szostak stanowi chlubny wyjątek! Perła nie kobieta! to nie był koncert! To niezwykle misterium miłości, tradycji, pamięci, okraszone wspaniałą konferansjerką samej artystki i nieprzeciętną muzyką. Już w pierwszej chwili Alona zburzyła mur dzielący ją od publiczności. Opowiadała o sobie, o ludziach, których spotyka i ich wpływie na jej życie. Tłumaczyła, jak wyglądało życie w Petersburgu, co dają jej codziennie rozmowy z Klarą Szyc, jak wygląda nauka hebrajskiego (i dlaczego Krzysztof Dracz nie jest dziś Żydem, ale jutro... kto wie!).

Najpiękniejsza była jednak muzyka. To nie były piosenki, a pieśni, jedne z piękniejszych, mające duże znaczenie dla artystki. Wybierane miesiącami, dopieszczone aranżacyjnie, wymuskane pod względem interpretacyjnym. Piękne. Trudne jak diabli. A jednak zaśpiewane tak, że zamykając oczy (co robiłem wiele razy) można było przenosić się daleko... Słowiańska dusza Alony nie mogła się schować! Pewien rodzaj smutku, tęsknoty, ale też umiłowanie życia - wszystko dźwięczało w tym głosie. Niezwykłość Alony Szostak to umiejętność łączenia wokaliz z wibratem (czasem w zaskakujących momentach) i dojrzałość emocjonalna, która po prostu porywa. To nie był recital ani koncert. Uczestniczyliśmy w czymś w rodzaju intymnego wyznania, modlitwy, spotkania z najbliższymi. Do tego obłędna akompaniatorka - Lena Minkacz, wyciskająca z fortepianu dźwięki jakby wielu innych instrumentów. Fascynujące! Cztery języki, a jedno przesłanie - nadzieja i umiłowanie życia. I chociaż pomarudzę na jedną z piosenek Ewy Demarczyk, która mnie nieco zdziwiła, to jestem absolutnie zachwycony. Szukam wszędzie płyt Alony Szostak, ale nie mogę znaleźć. Czyżby ich jeszcze nie było? Alona apelowała ze sceny, byśmy nie bali się być sentymentalni. Tego nie obawiałem się nigdy. Przesłanie trafiło więc na podatny grunt. Recenzja już za parę dni, jednak już dziś muszę odtrąbić wielki sukces. owacja na stojąco to nic! Obok mnie siedział niezwykły starszy pan, który wziął sobie do serca słowa artystki, by nie bać się śpiewać razem z nią. Śpiewał całym sercem i duszą. Normalnie zabiłbym takiego sąsiada. Ujął mnie jednak tym, że dał się porwać Alonie, mało tego, grzecznie spytał, czy mi to nie przeszkadza. Proszę Pana, nie tylko nie przeszkadzało, ale urzekło.
PS. Dzięki Alonie odkryłem urzekającą izraelską wokalistkę. Nazywa się Miri Mesika. Dziękuję!

występują:

Alona Szostak - wokal 
Lena Minkacz - fortepian

inspicjent: Artur Wacławek
światło: Marek Mroczkowski
dźwięk: Mirosław Wołoszyn

czas trwania: około 90 minut bez przerwy